środa, 9 lipca 2014

#4 Wymądrzenia: historia mojego gotowania

Nie wierzę, że to już czwarta część Wymądrzeń! Dzisiaj będzie trochę inaczej - odrobina głupich wytłumaczeń, podziękowań, wspomnień... Nie każdy musi to czytać, bo to typowo osobisty wpis. Jednak jeśli ktoś chce to śmiało. Ostrzegałam.

Upał na zewnątrz, więc to idealny moment żeby wstawić zdjęcie zimowe, a przy okazji poznajcie kawałek mojego miejsca ,,pracy": TUTAJ JEM
 Lipiec. Wakacje. Część z Was pewnie wyjechała albo ma plan wyjechać, a może pracujecie, czy coś takiego. Ja stwierdziłam, że wakacje to świetny czas na… naukę. Pomijając fakt, że od września będę w klasie maturalnej i uczę się zawzięcie angielskiego i francuskiego, dużo czasu poświęcam gotowaniu.

,,Zrób kolaż, bo i tak nie masz co wstawić" - powiedział mój mózg
 Może nie uwierzycie, ale gdy byłam jeszcze w gimnazjum prawie podpaliłam kuchnię. Zaczęło się od tego, że chciałam odgrzać kotlety na obiad, a potem… zobaczyłam kopcącą się ścierkę. Nie wspomnę o tym, jak wiele razy przypaliłam mleko, spaliłam konkretnie ciastka(zapomniałam o nich) i wiele, wiele innych. Mimo tych porażek zawsze siedziała we mnie dziwna siła albo fascynacja, nie wiem. W każdym razie uwielbiałam(i uwielbiam nadal) przesiadywać z Mamą w kuchni i przyglądać się Jej gotowaniu. Pewnego dnia pomyślałam ,,też tak chcę, też chcę tak gotować”(co jak co, ale moja Mama jest moim mistrzem). Stwierdziłam, że może mi się udać – w końcu kiedyś zrobiłam pyszny blok czekoladowy(faktycznie, bardzo trudny w przygotowaniu) albo ciastka owsiane, czyli dwa desery, które pamiętają jeszcze czasy PRL-u.

Owsiane kulki, o których wspominałam
 W końcu przyszedł nowy rok i gdzieś w okolicach 1 stycznia stwierdziłam, że moim małym postanowieniem noworocznym będzie nauczyć się gotować, ale tak na poważnie. Uwierzcie, że zaczęłam bardzo poważnie. Zachciało mi się jakiś rogalików, ale przyznam, że potwornie bałam się kombinować z ciastem drożdżowym, gdy widziałam, jak Mama z nim ,,walczyła”. No i wyszukałam w sieci przepis na twarogowe.
Szczerze? Klęska. Nic więcej nie dodam.
Następną próbą nauki były sławne kokosanki. Szukałam, szukałam i znalazłam najprostszy przepis. Wyszły super. Mama zachwala, Tata też, Siostra zjada, jest fajnie, czuję się zmotywowana do dalszych działań.
 I tak sobie eksperymentuję. Nie zawsze jest kolorowo, zdarzają się potyczki i dołujące teksty Mamy w stylu ,,daj sobie spokój z tym gotowaniem” albo ,,ty to już lepiej nic nie gotuj”. Pamiętam taki jeden incydent, dzień przed moimi osiemnastymi urodzinami stwierdziłam, że wyręczę moją Mamę i upiekę babeczki(gotowiec). Nie dysponuję formą na muffiny, więc piekłam je na nierównej blaszce. To był chyba najgorszy zakalec w moim życiu.
Żeby nie było, mam też miłe wspomnienia. W szczególności jedno, gdy zrobiłam idealne gofry. Tak idealne, że nawet nad morzem takich nie zjecie.
 Tak sobie gotowałam, tak szukałam przepisów w sieci. W końcu nadszedł dzień, w którym zapragnęłam pisać bloga(dobra, miałam wiele blogów i wszystkie okazywały się niewypałem). Pomyślałam, że skoro tak lubię kombinować ze śniadaniami to mogłabym się dzielić nimi z innymi. Poza tym to mogłaby być taka mała motywacja i nauka regularności i takie tam, wiecie.
 Jest blog, są wpisy, jest motywacja no i najważniejsze, że są CZYTELNICY. Czytelnicy tacy prawdziwi, a nie ,,super blog obserwuje i licze na rewanz”(denerwowało mnie to w poprzednich blogach).
 Nie uważam się za jakiegoś guru, nie uważam, że odniosłam sukces. Mój blog ma ponad trzy miesiące i cały czas się rozwija, a ja chcę więcej, choć sama jeszcze nie wiem co dokładnie. Każdego dnia zapisuję do swojego zeszytu wiele ciekawych potraw, odwiedzam mnóstwo fajnych blogów i zdarza mi się nawet je skomentować! Lubię poznawać, lubię się uczyć, a przede wszystkim lubię się odwdzięczać i dawać z siebie tyle, ile mogę dać.
Wiecie co? Przez prowadzenie bloga zyskałam nowe hobby. Nie wiąże z nim przyszłości, ale to bardzo fajne zajęcie.
 A na zakończenie kilka zdjęć, które obrazują moje ,,profesjonalne" pichcenie. 








I to tyle. 

Pozdrawiam ;)

11 komentarzy:

  1. Świetny post! Opisuje trochę moją sytuację! Codziennie próbuję czegoś nowego ,ale stopniowo - na razie są to podstawowe śniadania :-)
    Twój blog jest naprawdę super! Inspiruje mnie :)

    http://libellule21.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. no, no całkiem dobrze ci wychodzi to pichcenie :D
    początki zawsze są najgorsze! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. W koncu czlowiek uczy się na bledach :) Fajne miejsce :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Początki zawsze są trudne :D Ważne, żeby się nie poddawać. Ta zasada obowiązuje w każdej dziedzinie życia nawet w kuchni :) Po zdjęciach widzę, że dobrze Tobie idzie z tym pichceniem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak to byłam ja - nieskromnie muszę się przyznać :D Cieszę się, że ciasto się udało :) Super :)

      Usuń
  5. Świetnie gotujesz, jest czego pozazdrościć :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Początki są ciężkie jak to mawiają ale Tobie szło i idzie wspaniale! Uwielbiam Twojego bloga jak i zdjęcia ;) Powodzenia dalej w kucharzeniu!

    OdpowiedzUsuń
  7. Twoje zdjęcia są przeapetyczne!

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie poddawaj się nigdy! :) Wszystkiego się na pewno nauczysz ;) Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  9. :) dziękuję za odwiedziny i pozostawiony ślad :) to zdjęcie z zimą za oknem... idealne, nie wiedziałam że można ciut zatęsknić za zimnem... hm dziwne! :D w ogóle ile tu pyszności! ajajajajjj!

    OdpowiedzUsuń