wtorek, 19 sierpnia 2014

Owsianko-kukurydzianka



 Zbliża się jesień. Niestety. Nie ma już spania przy szeroko otwartym oknie, umierania z powodu wysokich temperatur, kąpania się w jeziorze, basenie. Jest za to zbliżające się przeziębienie! 
 Z okazji powrotu do domu miałam zrobić sobie na śniadanie naleśniki, ale standardowo nie wyszły, więc owsianka jak zwykle przyszła z pomocą! Wyszła rzadka, więc zagęściłam ją kaszą kukurydzianą i wyszła bardzo dobra. Do tego ukochane brzoskwinie, mus z papierówek(posypałam go cynamonem), który został po tym, jak Mama robiła przetwory, mieszanka ziarenek Euforiaorzechy laskowe. Zjedzone na balkonie. 
 Przez trzy dni gościłam u mojej kuzynki, więc nie pojawiła się Roślinna Sobota. Nie mam nawet jak jej nadrobić, bo nie miałam możliwości zrobienia zdjęcia. Musicie mi wybaczyć. Starałam się trzymać diety roślinnej, ale nie zawsze wychodziło. W domu zawsze jest lżej. 

 No i ostatnia wiadomość, oczywiście bardzo osobista. W końcu mogę odetchnąć z ulgą. Od początku wakacji aż do wczoraj codziennie budziłam się ze świadomością, że może Jej zabraknąć... Wcale nie wyolbrzymiam. Przeczytajcie, co mi się przytrafiło i jak bardzo mnie to zmieniło...
 W pierwszy dzień wakacji poszła do szpitala, gdzie musieli Ją dokładnie zbadać. Oczywiście została wypisana ze szpitala ,,ze znakiem zapytania", bo lekarze nie wiedzieli, co Jej dolega, podejrzewali chłoniaka, ale nie chcieli nic robić, więc została skierowana do Centrum Onkologii, gdzie Ją przebadali. Została wypisana w dobrym stanie, ale wciąż nie było wiadomo, co Jej dolega. Lekarze kazali zgłosić się 11 sierpnia po odbiór wyników badań.
 Ale od początku.
Nie było łatwo. Początki były najgorsze, wtedy, w pierwszych dniach wakacji, gdy zajmowałam się domem. Oczywiście, każdy miał swoje obowiązki. Ja prasowałam, zmywałam, sprzątałam, Tata gotował, Siostra też zajmowała się jakimiś drobiazgami. Wieczory nie były łatwe, wtedy najbardziej cisnęły mi do oczu łzy, ale powtarzałam sobie, że nie mogę płakać, bo co mi da płacz? A jak potem będzie gorzej, to co wtedy zrobię? Trzeba się wziąć w garść. Mimo wszystko bolała mnie świadomość, że leży Tam, z daleka od swojego domu, łóżka, leży na niewygodnym materacu, przykryta kocem, w ręku wenflon. Kilogramy spadały, dobry humor mnie opuszczał. Wykryto kolejne spuchnięte węzły chłonne pod pachami. Wtedy świat mi się zawalił. To koniec. Jedyne, co mi zostało to pójść do kościoła i się pomodlić. Tylko tyle byłam w stanie zrobić. Chciałam żeby moja modlitwa została wysłuchana, bo w zasadzie nigdy nie byłam dobrym katolikiem. Ten jeden jedyny raz. To właściwie tyle. Nie lubię się obnosić ze swoją wiarą, wolę zachowywać to dla siebie.
Okazało się, że te węzły nie są groźne. Po prostu takie są.
 Z Tamtego miejsca przekierowano Ją do Tamtego miejsca. Leżała Tam cztery dni, wykonano różne badania i odesłano do domu. 11 sierpnia pojechałyśmy odebrać wyniki tych badań. Szpik kostny - ok, ale musieli skonsultować jeszcze jedno. Znowu stres. Kazali przyjechać wczoraj. To była kropka nad ,,i". 
 Jest zdrowa. To nie jest sen. Tamten zły sen się już skończył. 
Kocham Cię, Mamo. 

Może nie powinnam pisać takich rzeczy na blogu, ale jednak może komuś da to do myślenia. Mi dało, wiele. Wstyd się przyznać, ale zaczęłam Mamę traktować... inaczej. Zawsze byłyśmy w dobrych relacjach, ale zdarzały się gorsze dni. Teraz staram się żeby takich nie było. 


23 komentarze:

  1. Aż łza się w oku zakręciła... Podziwiam Cię kochana :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że to opisalaś i wyraziłaś tutaj swoje uczucia. Pisz śmiało, nie samym śniadaniem człowiek żyje! Jesteś dobra i dzielna. Dużo zdrowia Mamie i wszystkiego dobrego Rodzince:) A pisze to ktoś w wieku Twojej Mamy;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. O,jejka! Prawie się popłakałam...opisałaś to wspaniale, z emocjami.Dobrze, że jest już wszystko w porządku. Zdrowia dla mamy, dużo, dużo!! :)
    P.S - Jesteś do niej bardzo podobna ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystko czytałam z zapartym tchem, wiem co przeżywałaś przez ten czas....było ciężko, właściwie ciężko to mało powiedziane. Dobrze, że możesz pozbyć się już tego strachu i bólu. Dużo zdrowia dla Twoje mamy :) Przepiękne jest to Twoje zdjęcie z mamą. Pamiętaj w rodzinie jest Wielka Siła.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo wzruszające, ale dobrze, że się wszystko dobrze skończyło. Trzymajcie się cieplutko z mamą, teraz już będzie tylko lepiej! :) A Twoje śniadanie tylko mi przypomniało, że ciągle zapominam kupić kaszki kukurydzianej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże, jak cudownie czytać takie słowa! Kochana, nawet nie wiesz jak się cieszę :* Mam nadzieję, że cała ta historia odejdzie w zapomnienie i będziecie się cieszyć każdym wspólnie spędzonym dniem.
    Pozdrowienia dla mamy!

    OdpowiedzUsuń
  7. Myślę, że śniadanie, chociaż świetne schodzi dzisiaj na drugi plan...Bardzo dobrze, że o tym napisałaś. Wiele osób nie docenia rodziny, często orientują się jak jest już za późno. Może dzięki Twoim słowom jakaś część z nich postara się spojrzeć na to z innej perspektywy. W końcu to rodzina jest najważniejsza, to rodzice poświęcili pół swojego życia aby nas wychować. Cieszę się, że wszystko jest w porządku, i że Wasza historia znalazła szczęśliwe zakończenie. Twoje zdjęcie z mamą jest cudowne :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Rany, ale się cieszę. To musiały być straszne chwile, jak dobrze, że wszystko jest jednak w porządku! Nie wyobrażam sobie co bym zrobiła, gdybym znalazła się na Twoim miejscu, szczególnie, że mama jest moją najlepszą przyjaciółką i nikt chyba nie zna mnie lepiej! Uściskaj mamę!
    A! No i cudowne zdjęcie! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. W takim razie bardzo się cieszę, że już wszystko jest w porządku. Pozdrowienia dla mamy, trzymajcie się ciepło! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak dobrze, że wszystko się ułożyło. U mnie niestety zbyt wiele osób z bliskiego otoczenia choruje lub odeszło z podobnych powodów, że czasami tracę wiarę w świat. A nie mogę, bo studiuję medycynę i już chodząc na zajęcia otaczamy się z wieloma osobami z nowotworami. Dlatego modlitwa póki co mi pomaga, a świadomość, że u kogoś się udało albo jest całkowicie zdrowy, dodaje sił. Miło, że o tym napisałaś, bo naprawdę komuś może to pomóc i dodać iskierki nadziei. :)
    Przy okazji, śniadanie pychota. Mi też naleśniki wyszły może ze 2 razy w życiu.. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. bardzo dobrze, że zwierzasz się z osobistych problemów na blogu ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Aż mi serce stanęło jak czytałam dzisiejszy post. Nie wyobrażam sobie, jaki to musiał być stres. Nie wiedzieć, co tak naprawdę dolega najbliższej osobie. Dobrze, że wszystko skończyło się szczęśliwie i jedyne co pozostaje mi życzyć to zdrowia! :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Czasem lepiej jest się otworzyć i wygadać, to pomaga. Bardzo się cieszę, że wszystko skończyło się dobrze, pozdrowienia dla Mamy!

    OdpowiedzUsuń
  14. Doskonale wiem co czułaś wtedy. Cieszę się, że Twoja mama jest zdrowa, a to były tylko fałszywe alarmy. Niestety u mnie sytuacja nie wygląda tak dobrze. U mojego dziadka niedawno wykryto złośliwy nowotwór żołądka. W sumie to może półtora tygodnia temu dostał wyniki badań? Najgorsze w tym wszystkim jest to, że wcześniej wygrał walkę, dziewięcioletnią, z innym nowotworem... Teraz chemioterapia, badania, dziesiątki badań. Może będzie miał operację, ale nie wiadomo czy jego serce jest jeszcze na tyle silne, by przeżyć. Przepraszam, że Ci się tu tak uzewnętrzniłam.
    Trzymam kciuki, żeby nigdy nie spotkała Cię podobna sytuacja, jak ta, o której piszesz.

    OdpowiedzUsuń
  15. Wzruszyłam się czytając Twoją historię, cieszę, się, że wszystko jest w porządku :)
    a śniadanko jesienne, klasyczne, idealne :)

    OdpowiedzUsuń
  16. jak ja lubię szczęśliwe zakończenia!
    aż się w sercu robi cieplej, jak się coś takiego czyta!
    bardzo się cieszę, że wszystko się dobrze skończyło! :)
    masz racje, trzeba szanować każdą chwilę, bo nigdy nie wiadomo co się komu może przydarzyć, coś o tym wiem.
    dlatego lubię owsiankę, one zawsze się udaje i może być "kołem ratunkowym" :D

    OdpowiedzUsuń
  17. W takich chwilach wszystko tak się kalkuluje najprostsze rzeczy się licza i docenia sie rodzinę i zdrowie. Bardzo sie cieszę ze jest wporzadku i to bardzo <3 !Pozdrów mamę <3!Pyszne sniadanie <3 !

    OdpowiedzUsuń
  18. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że z Twoją mamą już wszystko w porządku! Dobrze wiem, co czujesz...
    W takich sytuacjach dostrzegamy rzeczy, które wcześniej były dla nas nieistotne. Trzeba celebrować każdą chwilę, każdy moment i pokazywać bliskim, że nam na nich zależy. Nie jutro, nie w Święta, Walentynki... Teraz.

    OdpowiedzUsuń
  19. rzeczywiście taka miseczka trochę zwiastująca jesień ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. cieszę się, że wszystko skończyło się dobrze! :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Nawet nie wiesz jak się cieszę że twoja mama jest zdrowa i wszystko dobrze się ułożyła.
    Ja sama nie wiem co w takim momencie zrobiłabym, gdyby to moja mama miała podejrzenia raka . Pozytywne myślenie i trzymanie się razem jest w takich chwilach najważniejsze ;)
    A połączenie jak zwykle genialne - trafia na listę must do oczywiście ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. Jestem zdecydowanie za bardzo uczuciowym i emocjonalnym człowiekiem aby czytać takie posty...ryczę. To takie cudowne, że Twojej mamie nic nie jest! Mama to najlepsza przyjaciółka, która zawsze zrozumie, przytuli i pocieszy i nie wyobrażam sobie życia bez niej - chyba nikt nie wyobraża!

    OdpowiedzUsuń
  23. doskonale Cię rozumiem, moja mama też jest ciężko chora, fakt nie ma raka ale ma problemy z chodzeniem(jest co raz gorzej), odkąd zmarł tata została mi tylko ona i wtedy jeszcze bardziej się z nią związałam, zaczęłam ją bardziej doceniać, spędzam z nią każdą wolną chwilę, czasem nawet wolę zostać z mamą niż wyjść gdzieść z domu, bo chcę nią nacieszyć, poprostu chcę z nią być. Często też wyjeżdzą do szpitala, czasem nie mam jej 3 tygodnie, dla mnie też wtedy najgorsze są wieczory...
    Strasznie się cieszę, że Twoja mama jest już zdrowa, więc opiekuj się nią teraz, bo mama to największy skarb :*
    i mi się też wydaje, że modlitwa naprawdę pomaga :)
    3maj się :*

    OdpowiedzUsuń