sobota, 10 maja 2014

Szarlotkowy krem


 Ten wpis będzie trochę bardziej osobisty… Jeśli ktoś nie chce czytać, to może przejść od razu do przepisu J. Spokojnie, nie obawiajcie się niczego smutnego w tym wpisie.

 Jest 22, a ja właśnie skończyłam pić herbatę. A jednak coś mnie pokusiło żeby coś wystukać na klawiaturze – co jak co, ale mi najlepiej się piszę o takich godzinach. I choć jestem potwornie zmęczona, to jednak znalazłam w sobie troszkę motywacji żeby poświęcić te 10-15 minut na napisanie tego. Tak, koniecznie teraz, bo jutro to już nie będzie to samo.
 Piszę z uśmiechem na twarzy, bo dzisiaj właśnie przejechałam 45 kilometrów. Rowerem!

 Dosyć tego chwalenia. Żeby nie było tak kolorowo to przyznam się bez bicia – zjadłam dwa tłuste naleśniki. Że niby tak w nagrodę. Wcale nie mam wyrzutów sumienia.

 No dobra, teraz już na poważnie.
Kilka lat temu byłam jeszcze zakompleksioną dziewczyną, która nie miała pojęcia, co to ruch. I to dosłownie, bo w moim życiu sport nie istniał. Nie istniał nawet w drodze do szkoły, bo zawsze miałam transport. Przyznaję się do tego otwarcie. Każdy popełnia błędy, ale każdy ma szansę je naprawić. Przecież wystarczy chcieć! Wiele razy się o tym przekonałam.
 No i właśnie dzisiaj – bijąc każdą dziesiątkę – doszło do mnie, jak wiele w moim życiu się pozmieniało. No dobra, może ktoś 45 kilometrów robi sobie na rozgrzewkę, aczkolwiek dla mnie jest to mały sukces. Udowodniłam sobie tym sposobem, że wszystko jest możliwe, że mamy wpływ na nasze życie i cele. Oczywiście w życiu, jak i w jeździe zawsze jest pod górkę, ale to właśnie ten podjazd – ten ciężki, ,,niemożliwy” podjazd – sprawia, że jestem z siebie dumna, a zjazd z górki sprawia jeszcze większą frajdę.
 Dobra. A właściwie jak to było?
Nie planowałam tego. Serio. To znaczy w planach miałam taką długą trasę, ale nie nastawiałam się. Pogoda nie dopisywała – właściwie było ciepło, ale niestety wiał wiatr, a tego nienawidzę podczas jazdy.
Była prawie siedemnasta i po prostu wstałam, przebrałam się, spakowałam do plecaka wodę, telefon i zeszłam do kuchni. Przekąsiłam banana i oznajmiłam tacie, że jadę się przejechać. No i wyjechałam.
 I było tak, jak zwykle. Jadę spontanicznie, bez żadnego planu.
Jestem właściwie tylko ja i rower. No i pędzące samochody, które mnie denerwują, ale staram się nie zwracać na nich uwagi. Zapomniałam – jest też wiatr, ale staram się jechać spokojnie, bez nerwów. Najgorsze, co mogłoby mnie spotkać to nerwy. Nie, nie uniknęłam ich, bo przejeżdżając jakieś 8 kilometrów złapał mnie… deszcz. Stałam pod jakimś mizernym drzewkiem, a i tak byłam cała mokra. Żeby było fajniej – nie miałam ze sobą kurtki przeciwdeszczowej. Ulewa z dodatkiem wiatru. Już gotowało się we mnie i na parę minut poczułam się jak bezbronne dziecko typu ,,chcę do mamy”. Ogarnęłam się, wsiadłam na rower i pojechałam dalej. W deszcz, bo i tak byłam cała mokra.
Ulewa się uspokoiła, a nawet zaczęło wychodzić słońce. Wjechałam w boczną drogę otoczoną polami, drzewami… cudo! Nawet samochody nie jeździły, a później drogę umilały mi pachnące bzy, ptaszki i takie tam. Nawet wiatr mi nie przeszkadzał.
Taka była większość mojej drogi… Wkrótce wjechałam na teren zabudowany i chciałam wyciągnąć jeszcze kilka kilometrów. Na zegarek nie patrzyłam, ale czułam, że niedługo stuknie trzecia godzina poza domem. Próbowałam, ale wiatr był silniejszy. Ostatecznie ból kolana zmusił mnie do pojechania na skróty. Jechałam chyba 5 km/h, mimo że bardzo się starałam. Trudno…
Tak, przejechanie 45 kilometrów zajęło mi prawie 3 godziny. I jestem szczęśliwa!

***

Obudziłam się dosyć wcześnie, bo o 7:40. Akurat miałam czas na przygotowanie sobie wartościowego śniadania. A było warto. Zrobiłam sobie większą porcję w nagrodę za wczorajszy wysiłek.
Szarlotkowa u mnie króluje. Zdecydowanie. A zrobienie z niej kremowej owsianki jest bardzo proste. No i idzie się zakochać :P


Składniki:

  • jabłka,
  • cynamon,
  • płatki owsiane,
  • jajko,
  • budyń śmietankowy
Do garnuszka wrzucam pokrojone jabłka, dodaję cynamonu, zalewam wodą i gotuję. Gdy woda zaczyna wrzeć zmniejszam gaz, wsypuję płatki i chwilę gotuję, po czym dodaję jajko i energicznie mieszam. W międzyczasie rozpuszczam łyżkę budyniu w wodzie(można i w mleku) i dolewam do ,,kremu".

Swój ,,krem" podałam z jogurtem greckim wymieszanym z cynamonem, żurawiną i kiwi. 





Smacznego!

13 komentarzy:

  1. Naprawdę miło się czyta takie wpisy! :)
    Życzę przejechania jeszcze więcej takich tras :)
    a śniadanko rewelacyjnie!
    wszystko pysznie się prezentuje :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja ledwo 20 kilometrów daję radę zrobić, podziwiam cię :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak trochę jakbym o sobie czytała - kiedyś nienawidziłam ruchu (no może oprócz gier zespołowych), a teraz? Kocham spacery, jazdę na rowerze/rolkach, nawet do biegania się przekonałam.
    A taki krem-ulepek z chęcią bym zjadła, bo jeśli z dodatkiem jajka i budyniu to na pewno gęsty :)

    OdpowiedzUsuń
  4. O widzę ze oby dwie mamy podobne zamiłowania do sportu. Ja mieszkałam w mieście to moim jedynym sportem była droga ( 2 min ) do szkoły. Ale kiedy przeprowadziłam się na wieś ( 5 lat temu) nie wyobrażam sobie codziennej przejażdżki rowerowej, biegania w ciszy lasu.
    Dla mnie owsianka z jajkiem jest jeszcze lepsza od tej z ubitym białkiem, taka kremowa <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Podziwiam! Ja jestem raczej leniem i sportowiec ze mnie taki jak z Pudziana balerina :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Śniadanie pyszne <3
    Gratulacje :) Ja muszę wrócić do sportu i pracy nad sobą bo kondycja mocno kuleje ;/

    OdpowiedzUsuń
  7. istne trofeum za wczorajszy wysiłek i to jakie pyszne :) świetny wynik ! zazdroszczę, bo moja kondycja kuleje :P

    OdpowiedzUsuń
  8. Szarlotkowa i moim faworytem jest :) 45km rowerem to na prawdę dużo, nie liczy się ile ktoś inny pojedzie. Liczysz się Ty i to jak się po tym czujesz :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Apetycznie wygląda ten krem :D
    Mam tak samo - kiedyś nienawidziłam sportu, a teraz jest zupełnie inaczej. Jednak moja kondycja zostawia jeszcze wiele do życzenia.
    Gratuluję :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  11. 45 km to świetny wynik! Mój rekord jak narazie wynosi jakieś +/- 30 km! :D

    śniadanko pyszne! :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Gratuluję samozaparcia i przejechania aż takiej odległości :)
    Śniadanie w nagrodę się należało i wygląda pięknie:)

    OdpowiedzUsuń